|
||||||||||
|
Helmut Meye Dzieje miasta Dąbrówna w Prusach Wschodnich 1326 -1926 Od wydawcy W 1926 roku, z okazji sześćsetnej rocznicy powstania miasta i nakładem jego władz, ukazała się książka Helmutha Meye "Dzieje miasta Dąbrówna w Prusach Wschodnich 1326-1926".
O autorze tej pracy nie wiemy zbyt dużo. Urodził się w Dąbrównie w latach osiemdziesiątych XIX wieku. Jego ojciec był tu lekarzem, matka córką Friedricha Eduarda Triebensee, wielce szanowanego przez mieszkańców wieloletniego pastora tutejszego kościoła. Państwo Meye wzięli ślub w 1878 roku. Helmuth Meye po studiach na uniwersytecie w Królewcu przyjął posadę nauczyciela historii gimnazjum w Lecu, dzisiejszym Giżycku. Podobno autor sam zgłosił się do burmistrza Dąbrówna z propozycją wydania przez miasto książki o sześciuset latach jego historii. Decyzja o przetłumaczeniu pracy Meye nie była łatwa. Czytelnicy bez trudu spostrzegą, że - najdelikatniej sprawę ujmując - nie należał on do przyjaciół Polski i Polaków. W wydanej sześć lat po zwycięskim dla Niemców plebiscycie książce roi się od antypolskich wycieczek autora, który nie cofa się przed fałszowaniem historii, starannie próbując zacierać wszelkie ślady polskości w dziejach Dąbrówna. Nie wszędzie mu się to udało. Czasem zadecydowało o tym pewnie przeoczenie gorliwca. Bywały jednak przypadki, w których Meye nie był po prostu w stanie zmienić, funkcjonujących od wieków nazw miejscowych, takich jak Spaleniec czy Pańska Górka. Dąbrówno według Helmutha Meye to miasteczko, o którego powstaniu i rozwoju zawsze decydowali Niemcy, a żywioł polski - jak pisze - pojawiał się w nim w czasach wojen i kataklizmów. Wszędzie tam, gdzie autor miał kłopot z utrzymaniem tej tezy, dokonywał prostych, ale niegodnych historyka zabiegów, przypisując Polakom niemieckie pochodzenie, zniemczając ich nazwiska czy też lekceważąc, podawane zresztą przez siebie, dane statystyczne. Jako wydawca stanąłem więc przed koniecznością odpowiedzi na pytanie: czy w 75 lat od daty ukazania się książki Meye, pisanej dla ówczesnego niemieckiego czytelnika, która miała udowodnić tezę o odwiecznej niemieckości tych ziem, powinienem ją udostępnić polskiemu odbiorcy w kształcie nadanym jej przez autora? Czytelnik, który nie ma przygotowania historycznego, a któremu przez lata wmawiano, że na mazurską ziemię ostrzą sobie zęby niemieccy odwetowcy, może bowiem odnieść wrażenie, że druk książki Meye to gloryfikacja Niemców i niemczyzny. Mając świadomość delikatności materii stosunków polsko-niemieckich, nie zagojonych do końca ran, fałszerstw dokonywanych przez historyków obu stron, tworzenia funkcjonujących do dzisiaj stereotypów, nie zdecydowałem się na jakiekolwiek ingerencje w tekst Helmutha Meye. Polski Czytelnik znajdzie więc w zakończeniu jego książki i takie słowa: "Odkąd pierwszy rycerz Zakonu Krzyżackiego wyznaczył miejsce na budowę warownego domu i z daleka przybyli pierwsi niemieccy osadnicy, Dąbrówno stanowi wysuniętą placówkę niemieckiego języka, obyczaju i kultury, dziś nawet bardziej niż kiedykolwiek [...] A gdy dzwony ze starej obronnej wieży głoszą okolicy wieść o sześciu wiekach istnienia miasta, ręce wszystkich wznoszą się ku wiecznemu niebu, by przysiąc na nowo: >>Pozostaniemy Niemcami<<". Helmuth Meye rzeczywiście do końca pozostał Niemcem, ale w 75 lat od wydania jego książki w Dąbrównie nie dość, że nikt nie przyznaje się do tego, że jest Niemcem, to na palcach jednej ręki policzyć można te osoby, które ten język znają, ale i oni nie uczyli się go w rodzinnych domach, lecz w polskich szkołach... Jako miasteczko pogranicza było Dąbrówno przez wieki miejscem ścierania się dwóch narodowych żywiołów. Było wielokrotnie niszczone przez wojny i przeciągające wojska, trawione przez pożary, nie oszczędzane przez zarazy. Wciśnięte w wąski przesmyk między jeziorami, otoczone przez bagna i wody, świetnie nadawało się na warownię, nie miało zaś szans rozwoju jako miasto. Dzieje Dąbrówna to historia odwiecznej walki jego mieszkańców z kataklizmami i przeciwieństwami losu, to dzieje współpracy i nienawiści Polaków, Niemców, a także Czechów i Żydów. Ale na historię tego miasta w pracy Meye składają się także opowieści pełne zwykłych ludzkich spraw: miłości i zazdrości, poświęceń i zbrodni, znojnej pracy i zwykłego draństwa, opowieści o zwykłych ludziach, którym przyszło żyć tuż obok wiecznie niespokojnej granicy. Helmuth Meye, czerpiąc ze starej miejskiej kroniki, starał się o tym nie zapominać, a czasami można wręcz odnieść wrażenie, że pisanie o sprawach obyczajowych sprawia mu sporą satysfakcję. Obok opisu ważnych wydarzeń historycznych i ich konsekwencji dla Dąbrówna, Czytelnik znajdzie więc wiele interesujących opisów życia codziennego, kryminalnych ciekawostek z życia dąbrówieńskich włodarzy czy bulwersujących mieszkańców miasta spraw sądowych. Jest też książka ta kopalnią wiedzy o architekturze i gospodarczej historii Dąbrówna. Wybierając między cenzurowaniem antypolskich wywodów Meye a wiernym oddaniem klimatu jego pracy, zdecydowałem się na to drugie. Także po to, aby oddać świadectwo epoki, w której autor żył i to dzieło swego życia stworzył. Wierzę, że Czytelnik z łatwością oddzieli historię od ideologii, omijając rafy niemieckiego nacjonalizmu. Pragnę serdecznie podziękować Rafałowi Wolskiemu, obecnie konsulowi RP w Monachium, za podjęcie trudu tłumaczenia tej książki, a Danieli Lewickiej za ogromną pracę, jaką włożyła w jej redakcję i wiele cennych uwag, z których jako wydawca, z wdzięcznością skorzystałem. Józefowi Rudalskiemu dziękuję zaś za projekt graficzny książki i serii wydawniczej, która zwać się będzie Moja Biblioteka Mazurska. Już niedługo ukażą się w niej dwa kolejne tytuły. Los sprawił, że stałem się mieszkańcem Mazur i pokochałem tę ziemię. Są tacy, którzy starają się jej służyć jako politycy i administratorzy. Moje ambicje w tych dziedzinach zostały wystarczająco zaspokojone kilka lat temu. Dzisiaj chciałbym służyć tej ziemi, mojej ziemi, jako wydawca. |
|||||||||
|