Do 1945 roku miasteczko, któremu poświęcona jest ta książka nosiło niemiecką nazwę Gilgenburg. Przez 619 lat istnienia mieszkali w nim Prusowie, Niemcy, Polacy, Czesi, Mazurzy i Żydzi. Aż do XX wieku żyło się tu wprawdzie biednie, ale raczej w zgodzie. Łatwo nie było. Położenie na wąskim przesmyku między dwoma Dąbrowami dodawało wprawdzie miasteczku uroku, ale ograniczało możliwości jego rozwoju. Liczba mieszkańców nigdy nie przekroczyła dwóch tysięcy.
Niemiecki Gilgenburg był ładny. Na każdym muszą zrobić wrażenie przedwojenne zdjęcia lotnicze ukazujące piękną prostotę średniowiecznej lokacji miasta. Wszystko miało tu jakiś sens, każdy zamysł służył ważnej sprawie. Założeń tych nie burzono realizacją egoistycznych pomysłów najbogatszych mieszkańców.
Nie wszystkie domy były piękne, niektóre - co widać - wymagały remontów. Miasteczko było jednak czyste. Mieszkańcy je kochali, a ten, kto miłuje miejsce, w którym żyje, zawsze o nie dba. Poza dniami targowymi wielki rynek często świecił pustkami. Sklepikarze wychodzili wówczas przed swoje lokale. Niektórzy wyglądali klientów, wielu nadziei na lepszą przyszłość.
W styczniu 1945 roku, w obawie przed zbliżającymi się oddziałami Armii Czerwonej, mieszkańcy miasteczka uciekli w ostatniej chwili pociągami ewakuacyjnymi w głąb Niemiec. Następnego dnia po ich wyjeździe czerwonoarmiści puścili z dymem prawie 80% zabudowy i sześć wieków historii.
O tym dawnym niemieckim miasteczku Gilgenburg jest ta książka. W stu ilustrowanych opowieściach nie da się oczywiście zawrzeć całych jego dziejów, da się jednak o nim opowiedzieć tak, abyście zapragnęli przejść się jego ulicami. Mam nadzieję, że ta sztuka mi się udała.
Historyczne nazwy ulic i części miasta przytoczone zostały w tłumaczeniu z języka niemieckiego oraz w ich oryginalnym brzmieniu, a także z informacjami dotyczącymi współczesnego nazewnictwa. Poruszanie się wśród nazw dawnych i obecnych ułatwiają indeksy ulic oraz miejscowości.
Dawne Dąbrówno w stu ilustrowanych opowieściach nie powstałoby bez pomocy Sławomira Swierczyńskiego z Osterode am Harz oraz osób, które udostępniły mi swoje "gilgenburskie" zbiory: Karola Świątkowskiego, Tomasza Rucińskiego, Cezarego Szczylika, Marka Jankowskiego, Wojciecha Kujawskiego i Krzysztofa Bielskiego. W tłumaczeniach pomogła mi Małgorzata Szymańska-Jasińska. Winien Im jestem podziękowania.
Waldemar Mierzwa